czwartek, 25 sierpnia 2016

Lindt Creation Sublime Mint ciemna 47% nadziewana kremem migdałowo-mlecznym, sosem miętowym i kruszonym ziarnem kakao


Droga z Górnej Morawy do Jodłowa przebiegała w totalnym spokoju. Słońce chyliło się ku zachodowi, na szlaku nie było nikogo prócz nas. Świerszcze grały niesamowitą symfonię, powietrze pachniało świeżością łąki i lasu. Do auta doszliśmy równo z zapadnięciem zmroku. Aż nie chciało się wierzyć, że rano przemierzając tą samą trasę w drugą stronę byłam dosłownie wściekła. Teraz zrelaksowałam się na maksa... Chłonęłam każdą sekundę. To jeden z tych dni, w których z każdej chwili wyciska się wszystkie soki. Jadąc z Jodłowa na nocleg do Międzylesia, pośród ludzkich osad położonych w samiutkim lesie, w jednej z nich odbywała się wiejska impreza z DJ-em na świeżym powietrzu. To wyglądało wręcz irracjonalnie. Do naszego pensjonatu dotarliśmy równo o dwudziestej drugiej. Właściciel tylko przekazał nam klucze, polał w barku campari i już zaszyliśmy się w pokoju, zaraz po prysznicu i szklaneczce campari zapadając w błogi sen.



W niedzielę 24 lipca czekał nas powrót do domu. Nie mieliśmy jednak zamiaru tak po prostu zwinąć manatków, ponieważ dysponowaliśmy jeszcze odrobiną czasu. Postanowiliśmy zwiedzić Twierdzę Kłodzko. Weronika wprawdzie kiedyś już tam była, jednak mój Mąż i ja postanowiliśmy nie odpuścić - wiele razy byliśmy w Kłodzku przejazdem, za czasów bez samochodu było ono naszym częstym punktem przesiadkowym - a nigdy nie było okazji zwiedzić największą atrakcję miasta. Po zakupieniu biletów czekaliśmy na wejście naszej grupy, a czekanie umililiśmy sobie kawą i czekoladą.


Lindt Creation Sublime Mint (100 g) otrzymałam od Mamy na Dzień Dziecka. W dobie redukowania przez Lindta gramatury tabliczek Creation byłam przekonana, że jest to po prostu odmieniona wersja niegdyś próbowanej Lindt Creation Mint Supreme (150 g). Po porównaniu składów okazało się, że jednak są to dwa różne produkty, nie różniące się jedynie opakowaniem i rozmiarem.

Sublime Mint charakteryzuje się niską zawartością kakao tj. 47% (podobnie jak większość tabliczek Excellence), zaś Mint Supreme była solidną siedemdziesiątką. No, może nie do końca taką solidną - w jej składzie wysoko plasowało się  odtłuszczone kakao w proszku, którego na szczęście nie uświadczymy w Sublime Mint. Pomimo niższej zawartości ogólnej masy kakaowej Sublime Mint ma krótszy i odrobinę przyjaźniejszy skład. W obu wypadkach nadzienie składa się z dwóch warstw - miętowego musu i migdałowego-mlecznego kremu, jednakże w Sublime Mint dodatkowo zatopiono w białej części drobinki kruszonych ziaren kakao. W obu przypadkach mięta występuje jako naturalny aromat miętowy (to nie Zotter, suszków i olejków nie uświadczymy...).



Zapach Sublime Mint jest zachęcający, naprawdę przyjemny. Nie cechuje się przytłaczającą wonią czekoladek miętowych. Zamiast tego niesie ze sobą miły poniuch świeżości, położony na zwyczajnej (lecz smacznej), soczystej czekoladzie deserowej. Ten nieprzekombinowany aromat wydaje się apetyczny w swej prostocie. Po przegryzieniu kostki i obnażeniu jej wnętrza dostrzegamy, iż pod średniej grubości warstwą czekolady kryje się dwuczęściowe nadzienie - u góry mamy cieńszą warstwę zabarwionego chlorofilami miętowego musu, zaś na dole plasuje się gruba połać mazistego kremu na bazie mleka i migdałów. To właśnie w tym ostatnim miejscami możemy dojrzeć bardzo drobne plamki kruszonych ziaren kakao.

 Dawno już nie jadłam Lindta, a ta czekolada dała mi sporo prostej radości i przypomniała mi, dlaczego niegdyś Lindt był moją ulubioną marką. Czekolada pomimo niskiej zawartości kakao była najzwyczajniej w świecie smaczna, przyjemne tłusta i słodka, z wyraźnym soczystym kakaowym zacięciem. Miętowy akcent był wyraźny, ale nieprzesadzony. Wprawdzie nie była to boska herbaciana miętowość, do cna autentyczna, tak jak w miętowych Zotterach - ale i tak swobodnie mieściła się w moich granicach tolerancji dla miętowych słodyczy. Lekkie miętowe perfumy doskonale leżały na skórze z deserowej czekolady. Sam mus był przyjemnie soczysty w swej strukturze, nie wylewał się i nie zalepiał. Nazwa produktu idealnie do niego pasuje.


Biały krem na całe szczęście bazował na maśle, a nie ma tłuszczu palmowym. Lindt lubi mieć wyskoki z tłuszczem palmowym, na szczęście powstrzymał się od nich przy Sublime Mint. Tłuste, przede wszystkim mleczne w smaku nadzienie, ma w sobie jedynie lekki migdałowy akcent, dodatkowo podparty wanilią (bleh, niestety waniliną...). Pomimo znacznej grubości odchodzi na trzeci plan za wiodącymi prym czekoladą do pary z miętą. Myślę, że główną rolą tej warstwy nadzienia było stanowienie nośnika dla kruszonego ziarna kakao. Wprawdzie owe nibsy były niezwykle mikre i w gruncie rzeczy nieliczne, ale świetnie urozmaicały kompozycję. Dopełniały soczystości kompozycji, wzmacniając ją o dodatkowe kakaowe nuty.

Sublime Mint świetnie komponowała się z kawą, a dzięki swej świeżości dobrze sprawdziłaby się na szlaku w ciepły dzień. Przyznam, że podchodziłam do tej degustacji jak pies do jeża, ale jednak zostałam miło zaskoczona. Fajerwerków nie otrzymałam (za dużo już pojadłam lepszych czekolad, żeby Lindt mógł mi takowe zafundować), ale z zadowoleniem sięgałam po kolejne kostki. Jeśli nie boicie się mięty, bez obaw sięgajcie po tą czekoladę (a na półkach sklepowych widują ją dość często).


Spacer po Kłodzku.

W korytarzu kontrminerskim.

Dawny szpital.

Panorama Kłodzka widziana z murów Twierdzy.


Co zaś z Twierdzą Kłodzko? Jej zwiedzenie polecam wszystkim, tak jak zresztą w ogóle odwiedzenie Sudetów i eksplorowanie ich tajemnic. Sudety pełne są zagadek i ciekawostek. Nie trzeba być wcale fanem gór by doskonale bawić się w Sudetach. To kopalnia historycznych rewelacji. Zapraszam serdecznie! Zwiedzanie Twierdzy Kłodzko podzielone jest na dwie części: podziemną i naziemną - każda niesie ze sobą moc wrażeń i wiele ciekawych opowieści.

Na zwiedzenie niedawno otwartych korytarzy podziemnych pod Kłodzkiem już zabrakło nam czasu... Ale co się odwlecze to nie uciecze!




Skład: cukier, miazga kakaowa, tłuszcz kakaowy, bezwodny tłuszcz mleczny, mleko w proszku, cukier inwertowany, syrop glukozowy, migdały, sorbitol, laktoza, kruszone ziarno kakao 0,8%, lecytyna sojowa, naturalny aromat miętowy, chlorofile, chlorofiny, wanilina.
Masa kakaowa min. 47%.
Masa netto: 100 g.
Wartość energetyczna w 100 g: 543 kcal.
BTW: 4,8/34/51

11 komentarzy:

  1. charlottemadness25 sierpnia 2016 06:36

    Jadłam tylko starą wersję-150g i pamiętam,że jak na "tamte czasy",bo jadłam ją jakieś dobre 2 lata temu smakowała mi.Do tych umniejszonych tabliczek,z serii Creation jestem wrogo nastawiona.Zaskoczyłaś mnie tą recenzją,że nawet dobrze wypadła,ale jakoś nie kusi mnie bym miała ją kupić tak od siebie.Mógłby to być,tak jak i w Twoim przypadku prezent :>
    Ciekawe co wymyśli Lindt...Widziałaś ich proponowane nowości? Gorzka 78% i gorzka z prażonymi orzechami z serii Excellence? Ciekawe czy dadzą odtłuszczone kakao.Jeśli nie,to może się skuszę na zakup :>

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ale ta wersja 150 g to zupełnie inna czekolada ;).

      Pytałam na FB polskiego przedstawicielstwa Lindta jak będzie z tym odtłuszczonym kakao w 78%. Otrzymałam durną odpowiedź ;)

      Usuń
    2. charlottemadness25 sierpnia 2016 20:52

      Wiem,wiem,że inna ;)
      Widziałam tą odpowiedź na Twoje zapytanie.Odpowiedź typu "receptura jest w tym momencie owiana tajemnicą"jest na prawdę żenująca..

      Usuń
  2. No i przez tą miętę czy zwykły aromat już podziękujemy za tą tabliczkę :P Nie dla nas takie połączenie :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ok, ale jakiegoś miętowego Zottera musicie spróbować ;)

      Usuń
  3. Jak dobrze, że to jej nie jedliście 23 lipca.

    OdpowiedzUsuń
  4. Całkiem fajna czekolada ja bym ją zaakceptowała bo lubię mięte w czekoladzie:)

    OdpowiedzUsuń
  5. nareszcie znalazłam miejsce gdzie miłość do czekolady jest normalna!
    Zazdroszczę doświadczenia z tym smakołykiem :D

    OdpowiedzUsuń