poniedziałek, 4 grudnia 2017

Morin Pérou Piura Lait 48% mleczna


Jakże przyjemnie usiąść wraz z Mężem i Najlepszą Przyjaciółką z kawą i dobrą czekoladą w niedzielnie południe, leniwie regenerując się po całonocnej imprezie! Tak się składa, że ostatnio próbowaną przeze mnie tabliczkę francuskiej marki Morin dzieliłam się również z moją Przyjaciółką, więc miała okazję zaznajomić się nieco z tą wyjątkową marką. Tym razem sięgnęłam po Pérou Piura Lait 48%, czyli mleczną czekoladę o 48% zawartości kakao, pochodzącego z leżącego na północy Peru regionu Piura. Już dawno temu miałam okazję degustować ciemną interpretację tego kakao, wykonaną przez Morina (jeszcze w poprzedniej szacie graficznej). Dlaczego właśnie Morina wybrałam ponownie do podzielenia się z większą ilością osób niż tylko mój Mąż? To wiecie już z recenzji Bonnat Surfin - 100 g czekolady pozwala na przyzwoity poczęstunek! Kocham duże i solidne tabliczki z manufaktury Morin!

Morin Pérou Piura Lait 48% zakupiłam w niezastąpionym sklepie Sekretów Czekolady.


Tak, solidna tabliczka podzielona na klasyczne kostki, jej ciepła jasna barwa... Już sam wygląd rozbudza apetyt, a co dopiero zapach. Nasza Pérou Piura Lait 48% pachniała kozim mlekiem, co tak często spotykam w dobrych mlecznych czekoladach - gdy szlachetne kakao spotyka się z mlekiem przy wyważonym udziale cukru. Odnaleźliśmy tu również nuty karmelowe i lekko kokosowe, a także zwiastujące obecność owocowości w kwestii smaku. Na pewno nie spodziewaliśmy się wysokiego poziomu słodyczy.

Wracając jeszcze do samych ziaren, producent na stronie internetowej wskazuje, iż po tej tabliczce należy się spodziewać karmelowości i lekkiej kwaśności. Plantacje, z których pochodzi wykorzystane tutaj kakao, są częściowo nawadniane. Grupa producentów opiekujących się uprawami szkoliła się w wenezuelskim regionie Chuao - procesy związane z zajmowaniem się ziarnem po zbiorze wyglądają tak samo jak tam. Uprawa w regonie Piura jest organiczna i daje w 35% białe ziarna.


Czekolada rozpuszcza się powoli, przede wszystkim przez wzgląd na masywność kostek. Ma dość znaczne ciało, wypełnia usta nie do końca gładką masą, ale przyjemną i klarowną - na pewno nie można tu mówić o proszkowości czy piaskowości. Nie tworzy jednak błogiego błotka, jest w swej strukturze mocno wypośrodkowana. Przez tą swoją masę z początku zdała mi się być znacznie tłusta. Gdy dodamy jeszcze początkowy silny akcent koziego mleka przechodzący po chwili w specyficzną goryczkę - przestraszyłam się, że mleczna Pérou Piura okaże się podobna do mlecznej Akesson's Brazil Fazenda Siempre Firme 55% (która wybitnie mi nie smakowała). Na szczęście czekolada od Morin prędko zmieniła swój bukiet - poszedł on w zupełnie inną stronę.


Mało słodka w typowo cukrowy sposób, mleczna bardziej w sposób kozi niż krowi - a mimo to zdecydowanie karmelowa. Masywna, ale nie przesadnie tłusta. Z wyrazistą goryczką pojawiającą się przy przełykaniu rozpuszczanego kęsa - kojarzącą się dość nietypowo, bowiem z mocno podprażonymi wiórkami kokosowymi. Tłustość i ciało tej czekolady doskonale pasowała mi do kokosa, do skarmelizowanych wiórków, pełnych aromatu. Świeższe nuty owocowe, lekko kwaśne, pojawiające się obok tej goryczki przywodziły na myśl także skórkę pomarańczy. Wyczuliśmy również wędzoność sera, co odrobinę przybliżyło Piurę do fenomenalnej mlecznej Tibitó Meta.

Wyważona i nie jakoś bardzo szałowa, ale jednak zapadająca w pamięć. Przyjemna do degustacji z przyjaciółmi - zawiera ciekawe nuty łatwe do wyłapania, bez konieczności szczególnego skupienia się nad nią. Moja pierwsza mleczna czekolada od Morin wypadła całkiem miło, szczególnie dzięki ciekawej transformacji w stronę prażonego kokosa. Okazała się idealnie dobrana do sytuacji, podtrzymując dzięki temu mój wyjątkowy sentyment do marki Morin.


Skład: ziarna kakao, pełne mleko, cukier trzcinowy, tłuszcz kakaowy, lecytyna słonecznikowa.
Masa kakaowa min. 48%.
Masa netto: 100 g.
Wartość energetyczna w 100 g: 589 kcal.
BTW: 8,4/42,2/41

4 komentarze:

  1. To ciekawe, że w dobrych mlecznych to mleko smakuje tak kozio lub owczo. Co do opakowań, to poprzednie chyba jednak bardziej mi się podobały.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To dla mnie bardzo urzekające, uwielbiam te posmaki w mlecznych czekoladach!

      Ja sama nie wiem. Trudno mi zdecydować. To tych starych opakowań mam sentyment, bo to jedne z moich pierwszych Prawdziwych Czekolad.

      Usuń
  2. Tylko co ją dziś degustowałam, napisałam recenzję, weszłam na listę blogów i... już się wystraszyłam, że przypadkiem opublikowałam, a to Twój wpis. Podwójnie mnie zaskoczyłaś!
    Rzeczywiście masywna, ale na szczęście tłustość mi nie przeszkadzała. Wyszła bardziej gęsto, niż tłusto.
    Jak dobrze, że też miałam tyle kozich skojarzeń, ale... kokosa nie nazwałam. Chodziła mi po głowie "dziwna orzechowość".
    A tym, że Akesson's Ci tak nie smakowała łamiesz mi serce. Wyczuwam zemstę za to, że nie wystawiłam Zotterowi Pica Colada 10/10, hihi.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hahaha, no to naprawdę niesamowicie się zgrałyśmy! Kiedy opublikujesz swoją recenzję?

      Akesson's za to prędko zrekompensował się inną czekoladą, niedługo recenzja <3

      Nie mszczę się, więcej Pina Colady dla mnie! :D

      Usuń