środa, 14 marca 2018

Wao ciemna 70% Ekwador Yasuni


Po przylocie z Ekwadoru szybko wpadłam w wir codziennych obowiązków. W pierwszy wolny weekend od naszego powrotu postanowiłam sięgnąć po jedną z wielu zakupionych na urlopie czekolad. Wybór padł na ciemną Wao Yasuni 70% nie tylko dlatego, że właściwie była już parę dni po terminie ważności. Ta tabliczka, zakupiona na targu rzemieślniczym w Quito, była naprawdę wyjątkowa. Większość ekwadorskiego kakao hodowana jest na zachodnim wybrzeżu kraju, natomiast Yasuni jest położonym na wschodzie państwa Parkiem Narodowym, obejmującym wilgotny las równikowy - na pograniczu Andów i Puszczy Amazońskiej. Ponadto, czekolada wykonana została na zlecenie firmy Bios przez Stowarzyszenie Kobiet Waorani z Ekwadorskiej Amazonii. Panie pracujące nad czekoladami Wao należą do indiańskiego plemienia Waorani (Huaorani), żyjącego właśnie w Yasuni.


50-gramowa tabliczka miała dość nietypowy wygląd. Podzielona została na drobne, lecz grube kostki, z których każda opatrzona została logo marki Bios (swoją drogą, marki o sporej tradycji wyrobu czekolad na ekwadorskiej ziemi). Zdawała się dość ciemna, nawet jak na 70% kakao. Najbardziej charakterystyczny, a przy tym zabawny był fakt, iż... tafla czekolady była nierówno wylana. To znaczy, iż poszczególne kostki cechowały się różną grubością. To miła ciekawostka, którą w przypadku produkcji przez jakąś renomowaną firmę uznałabym za wielki błąd. Tutaj jes to zupełnie inna historia. Tym bardziej, gdy ów wygląd połączyłam w zapachem.

Czekolada pachniała bowiem tak surowo, że momentalnie przypomniała mi o meksykańskich tabliczkach Maria Tepotzlan. Przywodziła na myśl surowe ziarna kakao, melasę oraz wilgotne czekoladowe ciasto. W smaku także nieustannie kojarzyła się z czekoladowym ciastem, a szczególnie z polewą. Przy tym sprawiała wrażenie sypkości, niczym przy zlepionym piasku. Wydawało się, iż panie Waorani nie operowały w ogóle masłem kakaowym (choć lecytynę sojową dodano - wiele czynników, w tym po prostu łopatologiczna metodyka wykonania, mogły wpłynąć na specyfikę tej czekolady).


Pomimo swej surowości i pewnej sypkości (licznych skojarzeń z wilgotnym piachem), jednocześnie zdawała się lekka i napowietrzana - a przy tym, paradoksalnie dość mocno odczuwało się ciężkość melasy. Kojarzyła się z pumeksem, zastygłą lawą. Co ciekawe, uznałam, że bardzo dobrze smakowałaby podana na gorąco do picia z dodatkiem chili. Myślę, że spisała by się również w woli polewy do dobrego ciasta z orzechami.

Wao Yasuni okazała się bardzo oryginalna i specyficzna. Nieustannie budziła moje skojarzenia z meksykańskim kakao i tamtejszymi czekoladami. Pewnie w dużej mierze zawdzięcza to dość pierwotnemu wykonaniu. Od chociażby Marii Tepotzlan dziś opisywana czekolada była jednak słodsza i... odrobinę balansowała na granicy kiczu. Gdybym nie znała wcześniej choćby wspomnianej już kilka razy Marii Tepotzlan, Wao prawdopodobnie mocno by mnie zszokowała, a może nawet w ogóle nie zasmakowała.


Wao Yasuni to czekolada-ciekawostka. Bardzo, ale to bardzo chciałbym spróbować czekolady z kakao z Yasuni w wykonaniu bardziej profesjonalnej manufaktury. Takiej, która stworzyłaby z tych egzotycznych ziaren tabliczkę w formie bardziej klasycznej. Ciekawe, jakie nuty otworzyłoby wówczas przede mną kakao z tego regionu? To wielka rzadkość, aby móc trafić na wyrób właśnie z tamtych ziaren... Kupiłam perełkę - na zwykłym straganie w Quito...


Skład: kakao, cukier, lecytyna sojowa.
Masa kakaowa min. 70%.
Masa netto: 50 g.
Wartość energetyczna w 100 g: 500 kcal.
BTW: 10/30/50

2 komentarze:

  1. Ależ egzotyk! Rzeczywiście szkoda, że za to ziarno nie wziął się ktoś taki jak np. Pacari.

    OdpowiedzUsuń